Jestem przyjaźnie nastawionym do świata 21-latkiem. Nienawidzę ludzi.

Latest

Cześć, jestem Mateusz.

Zainspirowany tym: http://www.youtube.com/watch?v=wVOLDJHK5Q0 piszę dziś. Trochę odejdę od mojego cyklu plotkowania o spotkanych charakterach. Czasami lubię być w centrum uwagi 😉

Cześć, jestem Mateusz – jestem agorafobikiem, boję się tłumów. Zwyczajne wyjście na miasto często wiąże się u mnie ze stresem i dziwnym niepokojem. Mam przekonanie, że wszyscy są wobec mnie niechętnie nastawieni i chcą mnie skrzywdzić. Nie potrafię określić dokładnej przyczyny, bo to nie występuje zawsze. Żeby było śmieszniej uwielbiam występować publicznie. Prowadzę mnóstwo szkoleń, warsztatów, jestem prelegentem na konferencjach. Przebywanie na scenie, nawiązywanie kontaktu z publicznością sprawia mi przyjemność.

Cześć, jestem Mateusz – słucham każdego rodzaju muzyki. Nie dlatego, że nie mam gustu. Właściwie jestem bardzo wybredny jeżeli chodzi o muzykę. Gram na wielu instrumentach i uwielbiam śpiewać. Nie przeszkadza mi to jednak w czerpaniu przyjemności z słuchania takich kawałków jak Gangam style, Ona tańczy dla mnie itp., żeby zaraz potem przełączyć na Amona Tobina, Yann’a Tiersen’a czy Grzegorza Turnaua. Potem poleci System Of A Down, Slugabed, Flying Lotus, Jacek Kaczmarski i … mógłbym tak naprawdę długo. Kolejność przypadkowa.

Cześć, jestem Mateusz – lubię się odurzać. Lubię odmienne stany świadomości. Gdy byłem młodszy dosyć mocno praktykowałem Świadome śnienie, wprowadzanie się w trans. Dziś już tylko alkohol i inne używki.

Cześć, jestem Mateusz – jestem programistą. Od zawsze. Odkąd pamiętam lubiłem potrafić przy komputerze zrobić więcej, niż rówieśnicy. Lubiłem (i lubię) gdy ktoś mnie prosi o opinię, radę związaną z szeroko pojętym IT. W ogóle lubię świecić wiedzą. Nawet w gimbazie miałem przez moment nickname “filozof”, bo przy każdym temacie potrafiłem się rozwodzić znacznie bardziej niż wymagała tego sytuacja.

Cześć jestem Mateusz – jestem zarozumiały. Przyzwyczaiłem się, że w sporach zazwyczaj mam rację i przez to rzadko w ogóle słucham opinii innych. Trzeba mi czarno na białym pokazać, że nie mam racji – a dopiero wtedy w ogóle przyjmę ewentualność pomyłki. Jednak tak jak pisałem – jest to spowodowane tym, że naprawdę w przerażającej większości sporów w swoim życiu miałem rację. Nie mam problemu z przyznaniem komuś racji, jeżeli faktycznie ją ma.

Cześć, jestem Mateusz – a ty? Kim jesteś?

Faith in humanity: RESTORED

Dzisiaj miałem straszny dzień. Od 7:00 siedzę przy komputerze i dopiero przed chwilą (22:40) skończyłem grzebać w kodzie. Masakra.
Mam kolegę. Bogatego. Bardzo. Kolega jest ode mnie młodszy o 2 lata (albo o rok, nie pamiętam). Znamy się ze studiów, a teraz klepiemy kod w jednej firmie. Jeżeli o mnie chodzi to pracuję, zarabiam… moje powody są dosyć płytkie, jednak on jest na bezpłatnych praktykach. Gość ma strasznie bogatych rodziców, kupili mu mieszkanie, auto, kupują gadżety. Mimo to gość odbywa bezpłatne praktyki u nas w firmie tylko po to, żeby zdobyć doświadczenie. Prawdopodobnie nie musiałby pracować nigdy, ani studiować. Jego rodzinie wystarczyłoby na spokojne życie na długi czas, bo mają już dobrze rozkręcony biznes, którego wystarczy pilnować. Mimo to gość poświęca swój wolny czas tylko po to, żeby się rozwijać. Odwala kawał roboty i nikt mu za to nie płaci.
Postawa godna naśladowania. Nie wiem czy gdybym miał tyle pieniędzy to lenistwo nie wzięłoby nade mną góry. A może nie? Może chęć sukcesu dziedziczymy w genach i jeżeli rodzicom się udało to potomkowie mają dobrą motywację? Jak tak przeanalizowizowałem w głowie znajomych to zazwyczaj faktycznie rodziny jeśli są bogate to przez pokolenia 😛

Have you met Ted?

Nie mam dzisiaj za bardzo pomysłu na post, bo nikt mi nie wpadł w oko. Wczoraj byłem na imprezie quasi biznesowej i upiłem się jak zwykle na takich imprezach się upija. Dzisiaj rano w pracy musiałem przez pierwsze 3h ściemniać, że żyję, a uwierzcie mi to nic prostego, bo współdzielę chwilowo pokój z prezesem. //3 min przerwy, w której się zastanawiam kogo obgadać.

Have you met Ted? Wczoraj byłem wingman’em dla mojego kumpla. Podoba mu się jedna dziewczyna z mojego towarzystwa,  ale niestety nie jest mistrzem w podrywaniu lasek. Skakałem jak oszalały, żeby go wciągnąć w rozmowę. Załatwiłem mu dyskretnie miejsce obok tej dziewczyny (jeśli będziecie kiedyś skrzydłowymi to: usiadł kompletnie po drugiej stronie stołu, bo obok dziewczyn już nie było miejsca – poprosiłem laski “ściśnijcie się plz, bo nie chcę przez całą imprezę krzyczeć przez cały stół” TADAAAM, usiadł obok niej) … Cały czas starałem się pytać go o zdanie w różnych sprawach (generalnie uważam, że jeśli grono facetów pyta się o zdanie jednego gościa, to dziewczyny podświadomie uznają go za lidera, a to ciągnie go w górę w rankingu).

Wniosek po wczorajszej imprezie? Jak facet nie ma odwagi zacząć rwać dziewczyny, która mu się bardzo podoba, to powinien się głęboko zastanowić nad sobą – bo taki podjazd jaki przygotowałem… Tym bardziej, że mój kumpel nie jest zakompleksiony – po prostu jest socially awkward. Pamiętajcie Panowie, dziewczyny to tylko ludzie. Tak samo jak wy jedzą, piją, śpią, robią kupę, puszczają śmierdzące bąki, śpiewają pod prysznicem, wydurniają się kiedy nikt na nie nie patrzy… Nie boicie się z nimi rozmawiać, boicie się, że one nie będą chciały rozmawiać z wami – nic bardziej mylnego. Na imprezie każdy chętnie zamieni słowo z każdym jeżeli będzie można się podczas tej wymiany zdań uśmiechnąć kilka razy. Poza tym na imprezie jest o tyle łatwiej, że nie musicie zabawiać dziewczyny przez kilka godzin jak na randce – wystarczą dwa, trzy zdania, żeby złapać kontakt – jak nie będziecie mieli pomysłu co mówić dalej to nic się nie dzieje – przecież jest milion innych osób, z którymi można pogadać, które pogadają z wami, a co za tym idzie problem “niezręcznej ciszy” zostaje zażegnany.

Czekam z nadzieją na pierwsze lajki lub udostępnienia 😀

http://www.facebook.com/pages/HatefullGuy/304815332956562

złodzieje zapalniczek

Mamy w mieszkaniu współlokatorkę. Średnio za nią przepadamy. Nie sprząta, syfi, nie myśli o reszcie współlokatorów i dziwi się kiedy wkurzamy się, że trzeba jej otworzyć drzwi o 6:30 jak wraca z imprezy i nie ma klucza, bo najprawdopodobniej go zgubiła, ale nie chce się przyznać. Co śmieszniejsze, to jest właśnie ta była mojego przyjaciela, o którym pisałem kilka postów wcześniej.

Macie czasem tak ze współlokatorami, że lubicie ich ogólnie, ale nie macie ochoty z nimi mieszkać? Bo wydaje mi się, że właśnie w takiej sytuacji jesteśmy.

Pierwsze oznaki, że coś jest nie w porządku. Dostałem już pierwszej nocy kiedy się wprowadziła (niby oficjalnie, jeszcze miała nie mieszkać do października, ale pod koniec września nie miała co z sobą zrobić i chciała już przenocować “u siebie”. Wszystko OK, ale dostaję telefon o 4:30 “Mateusz otwórz, stoję pod drzwiami” – OK, idę. wchodzi do domu, pijana. Ale widzę, że drzwi nie zamknęła za sobą i mówi mi “dzięki, spoko, spoko idź spać.”. Przecież nie jestem idiotą. Wiem, że za tymi drzwiami stoi koleś i czeka, aż ja faktycznie usunę się z drogi.

Dlaczego ludzie kłamią? Boją się powiedzieć prawdy? przecież bym nie wywalił o 4 nad ranem kolesia, z którym wróciła z imprezy. Poza tym, kto jak kto – ale ja nie oceniam nikogo w sprawie rozwiązłości seksualnej (nawet jeśli to była mojego przyjaciela, w końcu już nie są razem). Takich sytuacji jak ta jest mnóstwo – zgubiła klucz, ale twierdzi, że nie – że u brata zostawiła, a z bratem pokłóciła się na śmierć i życie i się nie odzywa… po kilku takich jej wypadach, kiedy dzwoni o 5:00 czy 6:00 żeby jej drzwi otworzyć inny współlokator też wkurzył się niemiłosiernie. Moja kobieta podejrzewa, że podkrada jej kosmetyki i inne akcesoria kobiece. Trochę kwas nam się na chacie zrobił.

Ludzie nie bądźmy zakłamanymi wampirami energetycznymi. Chwila szczerości, zwierzeń dopełnienia obowiązków naprawdę nikomu nie zaszkodzi. Tym bardziej, że jeśli przyznałaby się do kilku kłamstw, a nie próbowała nas czarować (co wychodzi jej nie udolnie, bo każde kłamstwo po prostu śmierdzi na kilometr) to byśmy jej wybaczyli, a tak? Mamy to w nosie i tylko coraz bardziej nastawiamy się przeciwko niej.

Wczoraj nic nie napisałem, bo zapomniałem szczerze powiedziawszy. Ale i tak chyba nie miałem nic ciekawego do naskrobania. Dziś za to jestem lekko pijany i mam wenę.

P.S. Lajkować fanpage 😛

http://www.facebook.com/pages/HatefullGuy/304815332956562?fref=ts

“Tych kilka słów tak prosto w twarz”

A tak dla odmiany pokłóciłem się dzisiaj z dziewczyną. Co by w życiu za lekko nie było. Nie mam na dzisiaj weny, bo nie wychodziłem z domu prawie. Byłem tylko w garażu walczyć z samochodem, ale przegrałem.

W weekend też pewnie nic nie skrobnę, bo raczej zapowiada się po prostu leniuchowanie, a pisanie na siłę też chyba by sensu nie miało. Poza tym i tak pustki tutaj i pewnie piszę to dla samego siebie 😉

Do poniedziałku,

Cześć!

Mentalista

Oglądaliście kiedyś EZO.TV? Dzisiaj spędziłem tam około godziny i jestem pod wielkim wrażeniem wróżbity Macieja. Gość jest świetnym manipulatorem. Szacunku do niego nabrałem gdy zadzwoniła kobieta i zapytała “czy mężczyzna, z którym jest w związku ma kontakt z ex-kochanką?”. To w jaki sposób gość jej odpowiedział rozwaliło mi czaszkę. Wydaje mi się, że trafił do niej maksymalnie jak się dało w tej sytuacji i nie dziwię się, że ludzie, którzy nie są przyzwyczajeni do samodzielnego myślenia tak łatwo dają się wkręcić. Jego odpowiedź: “Pani Aniu, karty mówią, że to kobieta nachalna, przepraszam za wyrażenie, ale po prostu upierdliwa” (pauza, oczekiwanie na reakcje) Pięknie skonstruowane zdanie – całkowite zrzucenie winy na kochankę – dzwoniąca usłyszała dokładnie to co miała usłyszeć. Nieważne, że pytanie było zupełnie inne. W całej tej sytuacji to słuchaczka po prostu była zagubiona, miała partnera, którego podejrzewała o ciągnięcie poprzedniego romansu – usłyszała, że tą złą w tym “trójkącie” jest była kochanka – dostała odpowiedź na pytanie? Nie. Jest teraz spokojniejsza? Oczywiście, przecież jej partner jest w porządku, więc ich związek też jakoś przetrwa. To ta lafirynda wszystkiemu jest winna. Moja dziewczyna powiedziała, że chyba go przeceniam i tam aż tak tęgie przemyślenia nie lecą, ale wydaje mi się, że w tej EZO.TV to wróżbicie Maciejowi do słuchawki nadaje sztab psychlogów, którzy właśnie czytają sytuacje i dobierają słowa. Sam rozumiem te sztuczki i nienabrałbym się na nie, wciąż mimo to jestem pod wrażeniem ich precyzji. (Oczywiście nie w każdym przypadku, czasami widać, jak wróżbita “nie może się połączyć energetycznie z słuchaczem” 🙂 ) A wy? Zastanawialiście się kiedyś czy ludzie, którym najczęściej się zwierzacie to nie są po prostu sprytni mentaliści? Że tak dobrze wam się zwierza właśnie im, bo mówią o wszystkim w taki sposób, że dobrze się tego słucha?

Smartphones stupid people

dzisiaj nie bede mial czasu, zeby usiasc do komputera i naskrobac, ale jestem w autobusie i napisze z telefonu. a co, mamy XXI wiek. przepraszam za literówki i brak polskich znaków.
dzisiaj wracam z pracy i stoi sobie taki dresik, buty obdarte i ogólnie źle mu z oczu patrzy. nie popuszcza żadnej dziewczynie. każdy tyłek zobaczony, nie nie dyskretne zerknięcie. wlepiony wzrok jakby pierwszy raz widział.
zmęczony życiem, raczej mało ambitny, bo co taki dres może mieć za ambicje.
tym dresem jestem ja. wracałem z pracy w dresie ponieważ zacząłem biegać, jednak nie jestem w stanie jeszcze przebiec całego dystansu wiec podjezdzam kawałek. patrząc na swoje odbicie w szybie wyglądałem tak wlasnie jak opisałem. tyłki też oglądałem bezczelnie bo po pracy nie miałem siły sie ukrywać.. ciekawe czy tylko ja siebie tak odebrałem 🙂

lajkowac fanpage!

“Smutasy, mazgaje”

“Zawsze myślałem, że rano w tych tramwajach,
Jest wesoluśko, że radość was upaja,
A tu Garbary, szare mary Tuchobole Zdrój,
Dlaczego? Ludu ty Mój?”

Ah, panie Smoleń – nic się nie zmieniło. Kiedy wstaję do pracy oczywiście jest ciemno, no bo taka pora roku, kiedy wracam z pracy jest już ciemno… no bo wiadomo, taka pora roku.

Ostatnio zepsuł mi się samochód, a co za tym idzie do pracy i na uczelnie jeżdżę tramwajami. Początkowo przesiadka z samochodu na komunikację miejską – szok dla organizmu. “Co się stało? Jak wy ludzie w ogóle możecie jeździć publicznym transportem?!”. Żule, tłok, stoisz, bo starasz się nie być gburem i ustępujesz starszym miejsca, a co najgorsze … na te pojazdy trzeba czekać! To chyba największa bolączka po przesiadce – że już nie wychodzę jak mi wygodnie tylko wtedy kiedy trzeba. Jednak po 2 tygodniach się przyzwyczaiłem – w czwartek najprawdopodobniej naprawię samochód, bo dostałem już części, ale poważnie zastanawiam się czy nie zostać przy komunikacji. (Brak zmartwień o parkingi, można czytać podczas jazdy)

Tyle, że ja tam nie o tym dzisiaj chciałem. Nawet nie do końca cytat mi pasuje, bo sytuacja jak wracałem z pracy. Wsiadam, bilet, stoję… “dryn dryn” gdzieś tam z siedzenia pode mną. “Noo sieema.. No… ta… no … a bułki kupiłeś? … No ale ja lubie tylko takie kajzerki… no Rafał weź skocz kup mi … a coś do tych bułek kupiłeś? … ” itd. No i rozumiem rozmowe, po cichu gdzieś w kącie tego tramwaju … NIE. Drze się laska o bułkach, jedzeniu, a ja jak większość ludzi, bo przestudiowałem ich miny mają na myśli jedno… “ZAMKNIJ SIĘ”. Głodni, zmęczeni po robocie… “ale ja lubię tylko takie kajzerki…”. Błagam was ludzie, nie gadajcie o żarciu w tramwajach między 15:00 a 19:00. Nie gadajcie też przez telefon tak, że nikt inny już porozmawiać nie może – przecież da się spokojnie mówić po cichu i nadal słychać rozmówcę.

Jako, że zdaję sobie sprawę, że pisanie codziennie może obniżyć jakość tekstów, szukam jakiegoś rytmu, który nadałby sens tym postom. Wpadłem na pomysł, że codziennie będę obgadywał osobę bądź osoby (ale ze sobą powiązane), nad którymi zdarzyło mi się mieć dłuższe przemyślenia w ciągu dnia. Wydaje mi się, że taki cykl miałby jakiś sens i jakoś by usystematyzował moje wpisy. Przedsmak był dzisiaj, ale ta dziewczyna była mało ciekawa – znam lepszych ludzi 🙂

Założyłem FanPage na facebooku – pusty jak butelki wódki po libacji, ale jak ktoś chce mnie śledzić to chyba najłatwiejszy sposób. Lajkujcie, share’ujcie i widzimy się jutro, pozdro

https://www.facebook.com/pages/HatefullGuy/304815332956562?ref=ts&fref=ts

Buuuja! :)

Hm, dziś (wczoraj) wieczorem dostałem mail’a z informacją,że ktoś tu coś skomentował. Jakoś natchnęło mnie to do naskrobania paru słów i do postanowienia, że od dziś będę wrzucał tu choćby kilka zdań codziennie. 

Oglądacie lekkostronniczy na youtube? 🙂 A powinniście, bo program jest dobry. 

Od ostatniego wpisu w moim życiu trochę się zmieniło – przede wszystkim od maja do zeszłego tygodnia byłem bezrobotny. Skończył się projekt, który realizowałem w poprzedniej firmie, a przed następnym zażyczyłem sobie podwyżki i szefowie podziękowali za współpracę. Wydaje mi się jednak, że z dwóch powodów na dobre mi to wyszło. 

1. Wspólnie z kumplem napisaliśmy projekt, który będzie pierwszym projektem naszej firmy (na dniach mamy zamiar uzupełnić papiery)

2. Byłem na bardzo ciekawych wakacjach – wspólnie ze znajomymi zrobiliśmy sobie Eurotrip.  (Niemcy -> Holandia -> Francja -> Włochy). 

Od zeszłego tygodnia mam nową pracę (w tej samej branży), a zarobione pieniądze zamierzam zainwestować w swoją firmę. Średnio wierzę w wielki jej sukces, ale wydaje mi się, że jako student niczym nie ryzykuje, a zdobyte doświadczenie na pewno się przyda. Z drugiej strony też nie spisuję się na straty z góry, bo wtedy taka inwestycja byłaby po prostu głupotą.

Patrząc na statystyki mojego bloga największą uwagę przykuwał post o częstotliwosci uprawiania seksu – jeśli was to interesuje to nic się nie zmieniło. Po prostu się przyzwyczaiłem. Człowiek jak kocha jest zdolny do poświęceń. 

Opowiem wam historię. Mam przyjaciela. Znamy się od dziecka, a nasza przyjaźń zaczęła się w podstawówce, kiedy udało mi się z niego wyciągnąć jakąś osobistą (oczywiście jak na ten wiek SUPER-WAŻNĄ) pierdołę. Zdobyłem jego zaufanie, nie zawiodłem i wielokrotnie w przeciągu lat się wpieraliśmy, doradzaliśmy sobie i ogólnie każdy problem, który przydarzył się jednemu z nas rozpatrywaliśmy wspólnie. 

W gimnazjum mieliśmy ekipę, w której tylko my cokolwiek sobą reprezentowaliśmy – wiem, że być może nie powinno się w gimnazjum już spisywać ludzi na straty, ale jakoś to się sprawdziło. Tylko my poszliśmy na studia, tylko my nie mieliśmy jak dotąd problemów z prawem (piszę z prawem, a nie z policją, bo zdarzyło mi się być spisanym za piwo w miejscu publicznym :), jednak oni to grubszy kaliber). Pamiętam jego słowa, które wydawały się być tak mądre i przemyślane jak na 14-latka “oni są bezmyślni, bo dzisiaj się bawią zamiast jakoś wystartować w przyszłość, a młodość zaraz minie i będą żałować, że nie osiągnęli w życiu więcej”. 

Jesteśmy z rocznika 90′. Powinniśmy mieć już tytuł inżyniera itd. Jednak powody, dla których ja nie skończyłem jeszcze studiów, a dla których on są tak odległe od siebie. 

Jak już pisałem w poprzednim poście, uważam że to co oferuje mi uczelnia w mojej branży jest spóźnione kilka lat. Materiał jest tak naprawdę w wielkim procencie nieprzydatny w pracy. Wiem co mówię, uwierzcie. Tak więc omijam raczej zajęcia, zdaję tylko te przedmioty, które zdać najłatwiej i skupiam się na pracy zawodowej – zakładam, że prędzej czy później te studia skończę. Jednak strasznie uwielbiam to co robię (jak byłem bezrobotny programowałem minimalnie 6h dziennie, w piątek świątek i niedzielę), teraz kiedy znowu mam pracę to spędzam nad kodem jeszcze więcej czasu – to jest to co kocham, to jest to co w życiu chcę robić. 

Mój przyjaciel natomiast krótko po wakacjach zerwał z dziewczyną. Od tamtej pory na palcach rąk policzyłbym dni, w których był trzeźwy (pije dla imprezy, nie z żalu, a przez jego łóżko przewalają się duże ilości przypadkowych panienek. Rozstanie to była jego świadoma [zresztą bardzo dobra moim zdaniem] decyzja). Opowiada mi o kole naukowym itd. ale mam wrażenie, że go wcale to nie pociąga – chce bardziej się tym zająć z obowiązku, z potrzeby bycia ambitnym, a nie z samego jestestwa. Prawdopodobnie uwali kolejny rok. Ma na barkach kredyt studencki i masę innych zobowiązań (część również finansowych). Czy powinienem mu teraz zacytować jego słowa z przed lat? Zaszedł już tak daleko – o wiele dalej niż nasi znajomi z gimnazjum – a zaczyna pikować w ich kierunku w zatrważającym dla mnie tempie. Wspominałem mu już delikatnie, że przegina, zwracała mu uwagę moja dziewczyna – jednak on to zbywa, że wszystko jest OK, że w końcu weźmie się w garść. 

Nie mam zbytnio odwagi, żeby robić prawdziwą interwencję, opierdolić go z góry na dół – nie wiem na ile to przyniesie efekty, nie wiem na ile nasza przyjaźń jest silna by taką próbę wytrzymać. Na pewno znajdzie się mnóstwo teoretyków, którzy nakażą mi iść, walić prosto z mostu – dla mnie to jednak nie jest takie proste, ponieważ ode mnie to też będzie wymagało mnóstwo siły psychicznej, na którą nie wiem czy mnie stać. Poza tym nie wiem jak to zostanie odebrane czy jako troska, czy jako oskarżenie, czepianie się. Przecież jest dorosły – powinien wiedzieć co robi. Tylko mam wrażenie, że w tym co robi jest “bezmyślny, bo dzisiaj się bawi zamiast jakoś wystartować w przyszłość, a młodość zaraz minie i będzie żałować, że nie osiągnął w życiu więcej”.

Zmęczenie materiału

Dzisiejszy post, będzie trochę marudzeniem EMO chłopca. Co prawda nie mam zamiaru się ciąć z powodu ostatnich zajść w moim życiu jednak czuję, że mój świat nie wygląda tak jak bym chciał. Co skłoniło mnie do tego napisania tych wypocin? Świadomość, że podobnie do mnie czuje się pewnie bardzo dużo ludzi, a nic z tym nie robimy. Pierwszą rzeczą, która mnie przybija są studia. Studiuję informatykę – z tym też wiążę karierę zawodową, ba – kariera zawodowa już się rozpoczęła, bo od roku pracuję jako programista na etacie, a moi szefowie są zadowoleni z mojej pracy. Dlaczego więc uczelnia jest powodem moich problemów? Uczą tam bzdur – co szczególnie mnie boli jak prowadzący mówią “pójdziecie do pracy to zobaczycie”. Naprawdę często muszę gryźć się w język, żeby nie powiedzieć “gówno prawda, praca jest 500x mniej stresująca niż zajęcia z chorymi z niespełnionych ambicji prowadzącymi”. Nie twierdze, że wszystko to bzdury, ale uwierzcie mi… jest naprawdę wiele zbędnych przedmiotów (nie mających nic wspólnego z pracą zawodową) , które są utrzymywane tylko po to, by ekipa profesorów, którzy mają niezłe plecy we władzach uczelni mieli ciepłe posady (i powiedział mi to po cichu opiekun naszego koła naukowego, który również takie plecy ma). Irytuje mnie podejście uczelni do studenta – przesiąknięte komuną, w którym to student jest dla uczelni, a nie odwrotnie. Przecież płacę podatki, więc płacę za studia – dlaczego do cholery jasnej jestem traktowany wszędzie jak przestępca w instytucji, w której zostawiam kupę zarobionych przez siebie pieniędzy? (pominę jeszcze urząd skarbowy…). Przez jakiś czas myślałem nad uczelnią prywatną – ale realia w Polsce są takie, że większość takich uczelni i tak prowadzi program narzucony przez ministerstwo, poziom nauczania jest niski, a zdawalność wysoka – skoro mam więc płacić za kiepskie wykształcenie i kiepski prestiż, nie ma to najmniejszego sensu. Tak bardzo chciałbym, żeby studia były płatne, uczelnie prywatne, a program nauczania narzucał rynek pracy, a nie paru jajogłowych w stolicy.

Idąc dalej – nie podoba mi się życie w Polsce. Ludzie, kurwa, czemu tu się nikt do siebie nie uśmiecha? Idzie sobie człowiek ulicą, zauważa osobę, która wyda mu się sympatyczna, uśmiechnie się w odpowiedzi dostanie “o, pedał”, nawet jeżeli nie na głos to większość ludzi tak myśli. Denerwuje mnie wszechobecna bieda – wydaje mi się, że to ona własnie rodzi tą zawiść. Denerwują mnie stare, szare budynki … generalnie rzygać mi się chce. Prawie przestałem wychodzić na dwór jeśli nie mam celu. Nie przepadam za pogodą w naszym kraju. Przy temperaturze <5*C czuję się jak na Syberii, no ale to już niczyja wina – po prostu tak mam.

Jestem zmęczony studiowaniem i pracowaniem na prawie cały etat jednocześnie. Zawalam często uczelnię przez to, że muszę być w pracy, a wykład nie jest obowiązkowy. Jednak świadomość tego, że w pracy uczę się 3x tyle co na wykładzie i jeszcze mi za to płacą jakoś nie pozwala mi ustawić odwrotnej hierarchii.  Niby śpię codziennie po 7-8h, a wstaję zmęczony i za karę, bo wiem, że ten dzień nie będzie się różnił niczym od poprzedniego.

OK – pomarudziłem. Teraz co mnie tak NAPRAWDĘ denerwuje – moja bezczynność. To, że nie robię nic, żeby było lepiej. Nie ukrywam, że trochę hamuje mnie moja dziewczyna – wyjechałbym już dawno gdyby chciała jechać ze mną… dlaczego nie wyprowadzić się na Karaiby i rozwozić pizze ? Byłbym 300 razy bardziej szczęśliwy. Piękna pogoda, wieczne wakacje mnóstwo ludzi nastawionych na wypoczynek i zabawę.  Jednak nie ma co zwalać winy na kogoś innego – to ja się męczę, to ja powinienem zadbać, żeby sobie ulżyć, ale jakoś nie potrafię podjąć tak poważnego kroku.  Nie robię nic, bo jest mi wygodnie. Mam samochód, kobietę, pracę,  a moja kobieta ma mieszkanie. Czego chcieć więcej? … Uśmiechu.

Jesteście szczęśliwi?